INTERNET, NOWE TECHNOLOGIE, WEBDEVELOPMENT, BADANIE INTERNETU
|
26 STYCZNIA 2012 / INTERNET / 2 KOMENTARZE POTRZEBA KILKU ZMIAN POKOLENIOWYCH, ABY GŁOS INTERNAUTÓW ZOSTAŁ DOCENIONY |
|||||||||
Dzisiejsi politycy, artyści, dziennikarze i właściciele korporacji
to w zdecydowanej większości osoby, które dzielą dwa pokolenia względem
najaktywniejszych internautów. Dlatego głos tych ostatnich, mimo że
coraz głośniejszy, jest marginalizowany. Pokolenie 50 i 60+ wykorzystuje
Internet instrumentalnie, przejawiając brak zrozumienia dla technologicznych
i społecznych zmian, zachodzących w nowym medium. Widać to doskonale
po reakcjach wymienionych grup na podpisanie przez Polskę dokumentów ACTA.
Wszyscy politycy, także ci, którzy krytykowali rząd za zamieszanie wokół ACTA, pokazali bezrefleksyjny stosunek do sedna problemu. Argumenty strony społecznej pozostały bez odpowiedzi. Politycy szybko znudzili się tematem, bo już po dwóch dniach zajęli się sprawą Smoleńska i służby zdrowia. Dziś zainteresowanie odżyło, ale jestem pewien, że chwilowo, na zasadzie zbierania punktów politycznych. Gdyby porozumienie ACTA dotyczyło ich bezpośrednio, zajęliby się sprawą z większym zaangażowaniem. Politycy są grupą, która niezbyt chętnie korzysta z komputerów. Ich profile na Facebooku najczęściej zakładają i prowadzą pracownicy biur poselskich, wyjątkiem są tu politycy młodszego pokolenia, a komunikacja odbywa się głównie przez faks i telefon. Zainteresowanie Internetem przejawiają przed wyborami, gdy obecność w sieci pozwala na zdobycie kilku dodatkowych punktów procentowych. Z raportu opublikowanego przez Centrum im. Adama Smitha oraz GetResponse w ubiegłym roku wynika, że polscy politycy nie odpowiadają na maile. Na zapytania wysłane do dwudziestu ugrupowań odpowiedzi udzieliły tylko cztery: Zieloni, Partia Kobiet, KNP i UPR. Nie ma wśród nich PO, PSL, PIS i SLD. Jeśli więc politycy ignorują pocztę elektroniczną jako środek komunikacji ze społeczeństwem bądź boją się jej, nie potrafiąc z niej korzystać, trudno wymagać, aby respektowali postulaty internautów dotyczące bardziej złożonych spraw. Nie pomogli dziennikarze prowadzący programy publicystyczne w radiu i telewizji, którzy również pokazali się od strony osób, które nie wiedzą o co chodzi z całym tym Internetem. Zaobserwowałem, że najczęstszą opinią wygłaszaną przez publicystów było "nie potrafię zająć stanowiska w sprawie ACTA". We wczorajszej porannej audycji radia TokFM jeden z dziennikarzy powiedział o ACTA tylko tyle, że sprzeciwia się atakom hakerów, a drugi, że nie może być tak, że wszystko jest do ściągnięcia za darmo z sieci. O argumentach strony społecznej, w tym głosach prawników, nawet nie wspomniano, a rozmawiano pół godziny. Według dziennikarzy rozmowa o ACTA to głównie problem hakerów i piractwa. Wygodniej jest zająć stanowisko wobec zablokowania serwerów rządowych niż pochylić się nad konkretnym paragrafem ACTA i zastanowić się nad jego wpływem na przyszłość. Głowę w piasek schowali artyści. Pominę reakcje Kukiza i Hołdysa, którzy pojęli ACTA jako gwarancję zarabiania większych pieniędzy. Pozostali artyści w ogóle nie zabrali głosu. Mówię oczywiście o artystach z pokolenia o jeden poziom wyżej, którzy mają najwięcej do powiedzenia w branży i są najczęściej eksponowani w mediach. Nie wierzę, że także oni utożsamiają ACTA z perspektywą podwyżek swoich pensji. Bardziej skłaniam się ku tezie, że po prostu nie interesują się Internetem, społeczeństwem informacyjnym i młodszym pokoleniem. Właściciele korporacji i pracownicy organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi (strona "społeczna" według premiera i ministra kultury) to już całkowicie zabetonowane pokolenie 50/60+. Dla tych osób Internet to z jednej strony inny świat, mocno folklorystyczny, a z drugiej zagrożenie dla utrwalonego porządku. Dlatego Internet jako medium jest przez nich umniejszane i jednocześnie prewencyjnie atakowane. Nie zauważają potrzeb młodego pokolenia, które wchodzi w wiek "kliencki", narzucając mu archaiczną kolej rzeczy. Na przykład: kupuj muzykę na płycie CD, a potem martw się, jak jej posłuchać na iPodzie. Moje pokolenie (30+) jest już bardziej osadzone w sieci, ale znam dużo osób z mojej grupie wiekowej, które ograniczają korzystanie z Internetu do wyszukania kilku informacji bądź nie korzystają z sieci w ogóle. Dopiero pokolenie 20+, a już na pewno pokolenie naszych dzieci, ma szansę stać się grupą, dla której Internet będzie podstawowym medium. Ponieważ wymiana pokoleniowa to proces ciągły, temat Internetu i społeczności sieciowych będzie nabierał coraz większego znaczenia. Musi jednak upłynąć jeszcze dużo czasu, aby proporcje zmieniły się na tyle, aby głos internautów liczył się na jakiejkolwiek arenie. Miło jednak pomyśleć, że za kilkadziesiąt lat w ławach poselskich i na stanowiskach kierowniczych organizacji zarządzania prawami autorskimi zasiadać będą dzisiejsi nastolatkowie, którzy urodzili się w czasach wszechobecnego Internetu, piractwa i pierwszych dylematów na temat tego co jest kradzieżą, a co dozwolonym użytkiem własnym. Na pewno będą wtedy nowe problemy, ale te dzisiejsze będą miały zupełnie inny wydźwięk. I przede wszystkim nie będzie już wtedy subkultury internautów. Będzie po prostu społeczeństwo, które na równi korzysta z Internetu tak, jak nasi rodzice z gazet i telewizji. Sławomir Wilk Artykuł opublikowany został w serwisie Dziennik Internautów www.di24.pl.
Kukiz raczej nie odbiera ACTA jako "gwarancję zarabiania większych pieniędzy". http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/524269,Wolnosc-wazniejsza-od-pieniedzy-Kukiz-o-ACTA
W internecie naprawdę jest za mało kontroli. Dlaczego ma być tak, że ja, mniej znający się na technologiach, mam się bać, że ktoś mi się włamie na komputer albo podszyje pod moją tożsamość? Chcę, żeby broniło mnie prawo i odpowiednie służby, chcę nie musieć starać się o chronienie się samodzielnie, skoro przed kradzieżą, rozbojem czy skutkami wypadku samochodowego chronią mnie (lepiej lub gorzej) odpowiednie kodeksy, policja, sądy. Chcę też, by utrudniono napierdalanie wulgaryzmami na każdym forum, bo to powoduje, że aby poczytać sensowne komentarze pod ciekawym artykułem nierzadko muszę się najpierw przedrzeć przez las różnych wyzwisk i marudzenia sfrustrowanych prawiczków. Czy w imię "wolności słowa" mam to po prostu akceptować?
Uważam też, że twórcy (nieważne, czy to Zenek Chwycichwost, Eric Clapton czy Zbigniew Hołdys)mają prawo do chronienia ich dzieł, by nie były one dostępne za darmo na całym świecie, zanim oficjalnie pojawią się w sklepach (wyobraźcie sobie, waszą żonę rżnęli wszyscy na imprezie, ale proces możecie wytoczyć tylko temu, który ją spił; podobnie działa polskie prawo - artysta może żądać odszkodowania tylko od tego, co wypuścił dzieło, od wszystkich korzystających już nie). Krytykując ACTA bagatelizuje się powód, dla którego powstało. ACTA jest złe, skoro dopuszcza działanie przeciw potencjalnemu winowajcy bez dowodu winy (tak o tym piszą), ale internet bez kontroli też nie jest dobry. Tak sobie myślę. Dodaj komentarz: |