INTERNET, NOWE TECHNOLOGIE, WEBDEVELOPMENT, BADANIE INTERNETU
3 STYCZNIA 2016  /  OPINIE  /  0 KOMENTARZY

RELACJA Z PIXEL HEAVEN 2015 (CZĘŚĆ 1)



Pixel Heaven jest imprezą, wobec której mam mieszane uczucia. Z jednej strony nie sposób nie docenić wysiłku, włożonego w jej organizację i tego, że wreszcie mamy w kraju duże, hobbystyczne spotkanie komputerowe. Z drugiej strony impreza mocno eksperymentuje z uczestnikiem, zmieniając profil i miejsce oraz obejmując programem coraz szerszą tematykę. W tym roku po raz trzeci przyjechałem do Warszawy i na miejscu po raz kolejny zaskoczyło mnie to, co zobaczyłem.

Część 2:
Na miejscu
Część 6:
Vivid Games
Część 9:
Pokazy filmowe
Czym właściwie jest Pixel Heaven? Targami? Konferencją? Muzeum? Spotkaniem demoscenowym? Koncertem? Libacją alkoholową? Długo by wymieniać, a jednoznacznej odpowiedzi na pytanie nie ma.

Pierwsza edycja (2013 r.) była kameralnym spotkaniem ze starymi grami komputerowymi, demosceną i odrobiną komiksu. Była to typowa impreza dla retro geeków, wychowanych na Bajtku i Relaxie.

Druga (2014 r.) to już większe spotkanie ze sporym udziałem autorów gier niezależnych i twórcami dawnej prasy komputerowej, dość luźno związanej z grami. Tu wynurzono się z lat 80., wymieszano je z 90. i współczesnością, przez co impreza stała się już mniej retro. Ale za to zorganizowano przeogromną część nieoficjalną, przez co impreza od samego początku zamieniła się w jedno wielkie dwuipółdniowe afterparty. Co tu się nie działo! Dawno nie widziałem, by tyle ludzi mogło wypić tyle alkoholu! Spotkałem tylu dawnych znajomych i poznałem tylu nowych, że trudno byłoby wszystkich wymienić. Impreza odbywała się wszędzie, na dziedzińcu, w piwnicy, w okolicznym parku, a nawet w toalecie!

W 2015 roku, czyli teraz, przyjechałem do Warszawy na trzeci Pixel Heaven dobrze przygotowany. Załatwiłem porządny nocleg, rozplanowałem transport i - przede wszystkim - wytrenowałem wątrobę do poziomu master. Niestety, na miejscu przywitał mnie zimny gmach Warszawskiej Szkoły Filmowej, a w niej jedna duża sala kinowa, mała sala wykładowa, średniej wielkości hala wystawiennicza i łączące to wszystko mini, mikro, czy też nano podwórko, gdzie zmieściły się dwa fudtraki i nic poza tym. Nie było już mrocznego klimatu retro z pierwszej edycji. Nie było alko-party z drugiej. Było konferencyjnie, wystawowo i bardziej na poważnie, co nie znaczy że nudno.



Zmiany, zmiany

O tym, że w tym roku będzie inaczej i trochę nie tak, wiedziałem wcześniej. Zawsze przed taką imprezą kontaktuję się ze znajomymi sprawdzając, kto przyjedzie. W tym roku ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że większość osób, które były tu w poprzednich latach, nie stawi się na miejscu. Wszystko przez zmianę zasad.

W tym roku zrezygnowano z demosceny, a konkretnie przeniesiono pokazy na sobotni wieczór do zupełnie innego lokalu z osobnym biletowaniem. Rozdzielając jedno z drugim zniechęcono demoscenowców do przyjazdu.

Ograniczono też tematy związane z niektórymi komputerami, przez co nie stawili się amigowcy i atarowcy. Na dodatek termin tegorocznego Pixel Heaven przeniesiono z czerwca na wrzesień, trzy tygodnie po krakowskim Riverwashu i dokładnie na trzy tygodnie przed gdańskim Retrokompem/Load Errorem. Zatrzęsienie tak wyśmienitych imprez w tak krótkich odstępach czasu spowodowało, że część ludzi stanęła przed życiowym wyborem, wybierając nieobecność w Warszawie.

Kompletny brak baru czy miejsc siedzących (były tylko stojące) sprawił, że nie było atmosfery twórczych spotkań i koleżeńskiego gwaru, a ludzie przemykali między jedną salą a drugą, co najwyżej witając się naprędce. Na szczęście braki rekompensował napięty program, który składał się z wielu naprawdę interesujących momentów.



Akredytacje są, ale ich nie ma

Kolejna sprawa, która wymaga wypunktowania, to stosunek organizatorów do mediów. Pixel Heaven to impreza niszowa, która nie ma większego rozgłosu. Właściwie mimo swej wyjątkowości nie ma go wcale. Na dodatek PH jest przedłużeniem i piarowym hypem magazynu Pixel, przez co spotkanie nie ma co liczyć na zainteresowanie i wsparcie prasy branżowej z powodu konfliktu interesów. Aby to zmienić, wypadałoby zrobić wszystko co trzeba, by o imprezie pisano jak najwięcej. W tym celu organizatorzy słusznie ogłosili współpracę z mediami, w tym z blogerami, których oficjalnie zapraszają, oferując akredytacje medialne.

No właśnie. Rok temu napisałem do organizatora prosząc o taką akredytację. Zrobiłem to tuż przed imprezą. Otrzymałem odpowiedź, że niestety, ale zgłosiłem się za późno. Było to dla mnie zrozumiałe, ale z drugiej strony - czy akredytacje są ze złota, że nie można ich wydać ad hoc?

W tym roku znów przeczytałem na stronie imprezy zaproszenie dla dziennikarzy i blogerów. Nauczony doświadczeniem zgłosiłem się po nie trzy tygodnie przed imprezą, dla pewności wysyłając dwa maile. Efekt: znów nie dostałem akredytacji, ale tym razem organizator nawet nie raczył odpisać. Pixel Heaven z pewnością jest imprezą ciekawą i jedyną w swoim rodzaju, ale takie traktowanie uczestników jak opisane wyżej ma jeden wspólny efekt: o imprezie mało kto pisze, a jeśli już, to często z przekąsem.

Spotkania, wystawy i wykłady

Część oficjalna była za to bardziej dopracowana niż w latach poprzednich, a program imprezy wypełniony był po brzegi od rana do wieczora. Na tyle, że część punktów programu odbywała się równocześnie w dwóch salach, przez co nie sposób było wziąć udział we wszystkich spotkaniach i prelekcjach. Radziłem z tym sobie przechodząc z sali do sali podczas spotkań, by jak najwięcej się dowiedzieć.



Tym razem było tak szeroko, że szerzej chyba się nie da. Były gry komputerowe: stare i nowe, a z tych nowych do wyboru duże i niezależne. Była wystawa starych komputerów z możliwością interakcji. Były flippery i gry planszowe, spotkanie z prawnikiem i z panem od Microsoftu.

Był Wojciech Pijanowski, pan od firmy Encore, założyciel Vivid Games, spotkanie z twórcami muzyki do gier, w tym ze Scorpikiem, autorem muzyki do growego Wiedźmina. Było o blogerach i monetyzacji aplikacji mobilnych. Były projekcje filmowe, stoiska z retrokoszulkami i konkursy.

Było o Świecie Młodych, Kole Fortuny, Gwiezdnym Kupcu, Kajku i Kokoszu, Januszu Chriście, Cytadeli, Sapkowskim, Steamie, CD Projekcie, Puszce Pandory, Windowsie 10, Top Secrecie, Margaret i cenzurze w peerelowskiej TVP.

Było tego tyle, że tę relację pisałem przez długie miesiące, na zmianę zniechęcając się i odzyskując motywację.

Tekst miał początkowo ukazać się w całości, ale ponieważ wyszło tego sporo i zrobiły się kilometry przewijania, relację podzieliłem na kilka części - dla wygodniejszego czytania.

Sławomir Wilk


Dodaj komentarz:

Podpis: (wymagane)
Adres Twojej strony WWW: (opcjonalnie)
Twój adres e-mail: (opcjonalnie)
Treść komentarza:
Antyspam: policz ile
wynosi jeden plus dwa:
(wymagane)