Na dworze zrobiło się ślicznie, wyszło słońce, a temperatura przekroczyła 20
stopni. W tak cudowny dzień przeciętny użytkownik Amigi, tudzież innego komputera,
marzy sobie o gorącej morskiej wodzie, palmach, kokosach i drinkach z
parasolkami. Oczywiście nie każdy może sobie sprawić prezentu w postaci
wycieczki do ciepłych krajów. Pozostaje więc napuścić sobie wody do wanny,
uruchomić jakiś moduł z motywem latynoamerykańskim, nalać oranżady do
szklanki i podłożyć pod Workbencha podkład (zwany niekiedy tapetą)
przedstawiający palmy (oczywiście z kokosami). Kolejność wyżej wymienionych
czynności pozostawiam do wyboru czytelnika.
Z lata trzeba korzystać, póki można, gdyż jak wiadomo w Polsce mamy 4 pory
roku - zimę, zimę, zimę i wiosnę, która niekiedy potrafi się zamienić w lato
(na kilka dni). Mieszkam w Trójmieście, więc często mogę jeździć na plażę. Na
plażę można dojechać tramwajem, autobusem lub pociągiem. Wbijające się w bok
łokcie współpasażerów dobitnie uświadamiają mi, że osoby mówiące o niżu
demograficznym dawno nie jeździły środkami komunikacji.
Na Amigę, co dziwi wielu użytkowników innych komputerów, ciągle wychodzą nowe
programy. Ostatnio moim ulubionym jest program FastCopy. Służy on, jak sama
nazwa wskazuje, do szybkiego kopiowania plików. Jeżeli komuś wydaje się, że
procedury w Opusie lub w innym FileMasterze są zbyt wolne, niech skorzysta z
FastCopy! Skopiowanie dowolnego pliku tym programem jest dziecinnie proste. Po
uruchomieniu programu widzimy rozbudowane menu, w którym przy pomocy
requesterów wybieramy pliki do skopiowania, następnie określamy katalog
docelowy, dokonujemy kilku ustawień w konfiguracji programu, po czym
naciskając JEDEN przycisk włączamy opcję szybkiego kopiowania. Nie
pamiętam już, czy skopiowałem jakiś plik i czy operacja zakończyła się
sukcesem. W każdym bądź razie proponuję w przyszłej wersji programu zrobić
możliwość ustawienia modułu, który będzie odtwarzany podczas kopiowania.
Animacja przydałaby się również. Albo jeszcze ciekawiej - można dołożyć głos
stylizowany na głos Lindy, który będzie informował: "skopiuję wszystko na
literę P...", a na zakończenie powie "co ty, k..., wiesz o kopiowaniu!".
W wersji finalnej proponuję zrobić coś, czego nie ma żaden inny program do
kopiowania - niech przy każdym bajcie wyskakuje requester informujący o
wartości tego bajtu z opcjami: TAK, NIE, ZMIEŃ, PRZESUŃ, DOKONAJ KONWERSJI,
PODRAP SIĘ ZA UCHEM. Faaast copy rulez!
Innym ciekawym programem, jaki widziałem, jest kalkulator. Nie wiem już jak
się ów kalkulator nazywał, wiem natomiast, że dostarczył mi wiele radości.
Oprócz tego, że chodził przypuszczalnie pod MUI czy też nawet pod PPC i w
ogóle był super system friendly, miał masę innych zalet. Jedyną drobną wadą
owego programu było to, że nie liczył. W ogóle - nawet 2+2 nie policzył. Ale
była to wersja beta, więc można autorowi wybaczyć drobne niedociągnięcie.
Jeżeli to nam nie wystarczy, to możemy zainstalować sobie system 3.5. System
instaluje się tak cudownie prosto, że już po godzinie wydaje nam się, że być
może się zainstalował. Po czym metodycznie, z zaparciem i zaangażowaniem
godnym lepszej sprawy, krok po kroku przez cały dzień odzyskujemy nasz stary,
nędzny, pełen błędów system 3.0, żeby tylko komputer raczył działać.
Autor PFS-a, gdyby umarł, w grobie by się przewracał, jakby zobaczył, do czego
służy jego filesystem. Otóż ten najlepszy z filesystemów służy naszym kochanym
amigowcom do testowania i pisania recenzji w magazynach. Po kilkunastu latach
od wymyślenia kulawego filesystemu amigowskiego ludzie nadal używają FFS-a, po
czym naprawiąjąc co 2 dni swój boski filesystem atakują PFS-a mówiąc, iż
słyszeli, że komuś tam (koledze, koleżance, kotu sąsiadki) padł po roku.
Podobno. Na pytanie, co zrobić z dyskiem 17 GB (który w końcu udało mi się
sformatować pod FastAta), użytkownicy Amigi doradzali mi kupno dysku 4 GB.
Pracownicy firmy sprzedającej FastAta sugerowali mi nie zakładanie partycji
większej niż 4 GB, nawet pod PFS-em. Nie za bardzo wiedzieli dlaczego, ale
podobno jak padnie, to o jeżu, straszne rzeczy.
Ponieważ mamy rok 2000, a nie rok 1990, i mamy dyski 17 GB za niecałe 700
złotych, postanowiłem wymienić swojego wysłużonego AFS-a, którego używałem
przez kilka lat na dysku 2.5 GB, na PFS3. Zrobiłem sobie jedną z partycji 11 GB
i działa. Dziwne, prawda? Uparcie, jak gdyby nigdy nic, działa. Tak z parę
razy szybciej od FFS-a w dodatku. Ale jakby co, to ja nic nie mówiłem. W ogóle
to polecam OFS-a i podzielenie dysku na 20 partycji po 200 MB. Albo
zapisywanie danych na kartce. W końcu XXI wiek zobowiązuje. Niech głupi
pecetowcy robią sobie wielkie partycje pod FAT32 - my będziemy używać OFS-a!
Jak ktoś wymyśli wolniejszy i głupszy system niż FFS to zarobi wielkie
pieniądze. Proponuję jako opcję dołożyć automatyczną utratę walidacji co 2
godziny. Rulez!
Jest lato (czy też wiosna; nieważne, w każdym bądź razie jest ciepło) i
zamiast się denerwować, lepiej wybrać się nad morze. Serdecznie zapraszam.
Woda jest mokra i pływa w niej wiele interesujących rzeczy. Potem można się
poopalać i dostać raka. Albo ślimaka - ja polecam ślimaka, gorąco i
serdecznie!
Tomasz Lubaczewski
Do góry