Dziennikarstwem można się parać na dwa sposoby: utrzymując się ze
swojej pracy bądź pracując wyłącznie dla satysfakcji.
Doszukiwanie się stanów pośrednich prędzej czy później prowadzi do
niebezpiecznych kompromisów, zwłaszcza gdy ma to miejsce w tak
małym środowisku, jakie tworzą użytkownicy Amigi.
Pomimo dużego zainteresowania Amigą nie możemy się
pochwalić dobrym rynkiem prasy. Od momentu pojawienia się pierwszej
Amigi trzymaliśmy w ręku blisko dziesięć różnych czasopism. Niestety,
większość z nich albo już nie istnieje, albo przymierza się do
zamknięcia tytułu. Co więc powoduje, że z roku na rok padają kolejne
czasopisma?
Biorę do ręki najnowszy numer typowej gazety amigowej, czytam i porównuję
z tym, co ukazywało się wiele lat temu. Mimo usilnych starań nie potrafię
znaleźć ani jednej różnicy, tak jakby we wszystkich "wspierających" Amigę
redakcjach czas stanął w miejscu. Ten sam układ tekstów, ta sama tematyka.
Redaktor naczelny zbiera nadsyłane z całego kraju artykuły, wybiera najlepsze
z nich i dopisuje wstęp. Tematyka nie jest dyktowana wymogami rynku ani
potrzebami czytelników, lecz pomysłami rozsianych po kraju współautorów.
Swoisty groch z kapustą uzupełniają "listy do redakcji", rubryka "sprzedam"
z nieaktualnymi ogłoszeniami i opisy okazyjnie nabytych akcesoriów
komputerowych. Kontakt z czytelnikiem sprowadzono
do monologu, a słowo "urozmaicenie" zapomniano w drodze między
tworzeniem trzydziestego ósmego odcinka kursu programu graficznego
a podawaniem informacji z serii "będzie lepiej", chociaż rzeczywistość
wskazuje, że ma być tragicznie.
Czytelnicy zdążyli się już nasycić kierowaną do nich wiedzą. Wiele lat
upłynęło od dnia, gdy programy były trudno dostępne, a poziom fascynacji
komputerem pozostawał na tyle duży, że zmuszał do zdobywania wszystkiego,
co miało jakikolwiek związek z zainteresowaniami. Pojawienie
się czasopism z płytami CD, giełdy, powszechnego piractwa i dostępu do
Internetu spowodowało, że przeciętny użytkownik nie musi już kupować
gazet amigowych, tak jak i przeciętny posiadacz peceta przeżyje bez
dedykowanych mu czasopism.
Tworząc "Amiga Minus" udowodniliśmy, że można robić coś dla Amigi
bez udawanego zamiłowania i wyłamując się z utartego schematu. Trudno nam
oceniać nasz magazyn, ale jedno wiemy na pewno - jesteśmy jedyną w naszym
kraju redakcją, zajmującą się amigową publicystyką i mamy nadzieję, że
będzie to główne kryterium oceny "Amiga Minus".
Pierwszy numer "Amiga Minus" miał się ukazać w lipcu ubiegłego roku.
Niestety, niekomercyjność przedsięwzięcia nie pozwoliła na zakończenie prac
w wyznaczonym terminie. Chcąc uniknąć przedawnienia większości zebranych przez nas
materiałów, postanowiliśmy wydać pierwszy numer w formie strony internetowej.
Na zakończenie chciałbym podzielić się miłą wiadomością z osobami, którym trafi do
gustu tematyka naszego magazynu. Otóż bieżący numer nie jest wydaniem ostatnim. Pracujemy już nad
kolejnym numerem "Amiga Minus" i wszystko wskazuje na to, że ukaże się on
w najbliższym czasie.
Do góry