INTERNET, NOWE TECHNOLOGIE, WEBDEVELOPMENT, BADANIE INTERNETU
|
12 MARCA 2012 / OPINIE / 4 KOMENTARZE
Internet ma to do siebie, że jest eksterytorialny i działa całą dobę. Strony i sklepy
internetowe obsługują czytelników i klientów bez żadnych ograniczeń czasowych.
Systemy płatności są tak skonstruowane, że dzięki automatyzacji można dokonywać
płatności w dowolnym momencie. Bank BZWBK wyłamał się z tego schematu, oferując
internetową kartę płatniczą, która niby jest internetowa, ale doładować ją można
tylko w godzinach pracy banku, w dni powszednie w godzinach 8-21. Wygląda to tak,
jakby Internet w banku BZWBK nie działał wieczorem, nocą, w weekendy i święta.
23 STYCZNIA 2012 / OPINIE / 0 KOMENTARZY
Na jednym ze spotkań roboczych w sprawie pewnego projektu edukacyjnego jednym
z gości była pani profesor - pracownik dużej, państwowej szkoły wyższej, zajmująca
się zarządzaniem komputerami i oprogramowaniem na swojej uczelni. W pewnym momencie
rozmowa zeszła na boczne tory i pani powiedziała, że informatyzacja edukacji
w Polsce zaczęła się od pecetów. Zaoponowałem wtedy, przypominając o komputeryzacji
szkół w latach 80. Pani odparła wówczas: "no tak, tak, ale to były nieliczne Commodore
i Atari". Co w takim razie z produkowanym w 1986 roku na zlecenie Ministerstwa Oświaty
komputerem szkolnym Elwro 800 Junior? Z rozmowy wywnioskowałem jedno: mamy dziś
nowe podejście do nauczania informatyki w szkołach, zupełnie inne od tego, które
pamiętam sprzed lat. Kiedyś problemem był zakup komputera, ale jeśli udało się go
zdobyć, lekcje informatyki były prowadzone nawet z wykorzystaniem jednego urządzenia.
Dziś informatyka w oświacie skupia się na zdobywaniu sprzętu.
Wszystkie pieniądze, te z budżetu i z dofinansowań UE, wydawane są na przetargi
na zakup komputerów, drukarek, skanerów i licencji, a także remont sal. Na koniec
pracownie stoją przez większość czasu zamknięte, bo nie ma pomysłu na inne ich wykorzystanie
niż dwie nudne lekcje informatyki tygodniowo dla każdej klasy.
30 LISTOPADA 2011 / OPINIE / 1 KOMENTARZ
Platforma telewizyjna Cyfra+ jest już w sieci.
Postać w reklamie telewizyjnej informuje nas, że posiadacz Cyfry+, gdy będzie poza
domem, będzie miał dostęp do Cyfry+ Online w laptopie, wystarczy tylko dostęp do Internetu.
Po bliższym przyjrzeniu się informacjom prasowym na ten temat okazuje się, że online udostępnianych jest
kilka programów telewizyjnych, można za darmo obejrzeć wybrane pozycje
z oferty Cyfry "na żądanie"
oraz płatne nowości filmowe w formie VOD. Ponieważ mam dostęp do Cyfry+, szybko założyłem konto
w nowej usłudze i sprawdziłem, jak mają się obietnice do rzeczywistości. Niestety, zawiodłem się.
24 SIERPNIA 2011 / OPINIE / 1 KOMENTARZ
Dwa lata temu zwróciłem uwagę na różnicę między ceną zakupu adresu w łódzkiej domenie regionalnej (*.lodz.pl) a domenami pozostałych
miast, na przykład Warszawy, Krakowa czy Poznania. Podczas gdy domeny tych miast kosztowały kilka złotych za pierwszy rok
korzystania i 50 zł za odnowienie, domena łódzka kosztowała w każdym przypadku ponad 100 zł rocznie. Do dziś sytuacja nie uległa zmianie
i osoby lub przedsiębiorstwa, które chcą uruchomić stronę internetową w domenie kojarzącej się z regionem łódzkim po prostu przepłacają.
Adres w domenie lodz.pl jest do kupienia tylko w firmie Lodman w cenie 100 zł netto za każdy rok abonamentowy.
Tymczasem adres w domenie warszawa.pl lub waw.pl u pierwszego lepszego operatora kosztuje 2.89 zł netto za pierwszy rok i 14.99 zł za
odnowienie w kolejnych latach. Łódzka domena regionalna jest więc od 34 razy (w pierwszym roku) do 6 razy (w drugim i każdym kolejnym roku)
droższa od przykładowej domeny warszawskiej. Ale na tym nie koniec. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że domeny kupuje się szybko i
jednym kliknięciem. Ale nie w Lodmanie, gdzie zakup łódzkiej domeny wiąże się z procedurą biurokratyczną.
3 SIERPNIA 2011 / OPINIE / 21 KOMENTARZY
Od lat najpopularniejszą internetową akcją charytatywną jest Pajacyk, za którą stoi organizacja dożywiająca dzieci z biednych rodzin.
Udział w akcji polega na klikaniu w bannery Pajacyka, umieszczone na setkach stron w internecie.
Społeczności internetowe systematycznie organizują pomoc pod hasłem "Wyklikajmy jak najwięcej posiłków".
Sami organizatorzy zachęcają do jak największej liczby kliknięć, więc przez lata w świadomości internautów zakodowała się informacja,
że kliknięcie w banner powoduje ufundowanie obiadu osobie potrzebującej. Strony internetowe wspierające akcję
są pełne sloganów typu "Nakarm głodne dziecko jednym kliknięciem myszki" czy "Nakarm głodne dziecko przez iPhone'a".
Można powiedzieć, że polskich internautów ogarneło małe szaleństwo klikania i karmienia głodnych dzieci, które systematycznie
odżywa na łamach różnych serwisów.
Ale czy ktoś zadaje sobie pytanie, czy klikanie w banner daje w efekcie rzeczywiste ufundowanie obiadu?
W jaki sposób wirtualne kliknięcie zamienia się w prawdziwe pieniądze?
Przeanalizowałem raporty finansowe Pajacyka. Wynika z nich bezpośrednio, że im więcej kliknięć, tym mniej nakarmionych dzieci.
Nie jest to zarzut pod adresem fundacji czy internautów. Pokazuje jednak, że klikanie nie ma wpływu na ilość zebranych środków
finansowych, nie ma bowiem możliwości, aby kliknięcie materializowało pieniądze na koncie organizacji.
Internauci, zamiast masowo klikać, powinni raczej wspomóc organizację finansowo.
29 KWIETNIA 2011 / OPINIE / 3 KOMENTARZE
Od kilku lat w całym kraju działa elektroniczny nabór wniosków o miejsce w przeszkolu, które można składać poprzez specjalną stronę internetową
dla rodziców. W tym roku moje dziecko weszło w wiek przeszkolny, musiałem więc skorzystać z tego narzędzia.
Formularz elektroniczny faktycznie działa dobrze. Problem polega na tym, że wypełnienie formularza online to dopiero początek.
Wypełniony wniosek należy pobrać na dysk jako plik PDF, znaleźć drukarkę, wydrukować, podpisać i zanieść do przedszkola, w którym wnioskuje się
o miejsce. Najdziwniejsze jest jednak to, że pracownik przedszkola, przyjmując od nas wniosek, wprowadza go ręcznie do specjalnej aplikacji
internetowej! Rejestracja elektroniczna jest więc tylko pozorna, bo sprowadzona do wygenerowania dokumentu, który w starym biurokratycznym
stylu trzeba osobiście zanieść do instytucji. Na tym nasze "internetowe" składanie wniosku się kończy i od tego momentu wszystko zależy od osoby,
która wprowadzi - albo i nie - nasz wniosek do innego systemu.
28 KWIETNIA 2011 / OPINIE / 2 KOMENTARZE
Społeczność Anonimowych, określana przez media jako grupa współczesnych Zorro, długo była traktowana z pobłażaniem. Podczas gdy jedni
widzieli w nich obrońców wolności słowa i internetu, inni nazywali ich oszołomami, walczącymi o nie swoją sprawę, których skuteczność
ogranicza się do wygodnego siedzenia przy komputerach i blokowania dostępu do stron wybranych firm.
Gdy kilka tygodni temu Anonimowi wypowiedzieli kolejną w swojej historii wojnę, tym razem firmie Sony, wzywając do ataków na usługi tej
korporacji, wyglądało to na kolejną potyczkę według utartego schematu. W dużym uproszczeniu poszło o działania prawne firmy, skierowane przeciwko osobom,
które złamały zabezpieczenia konsoli Playstation 3. Anonimowi w swoim komunikacie prasowym oskarżyli firmę o wpływanie na system
sądowniczy, wprowadzanie cenzury w internecie i chciwość, a całość podsumowali w stylu żartobliwego patosu, pisząc, cytuję,
"doświadczycie gniewu Anonimowych, zobaczyliście gniazdo szerszeni i postanowiliście włożyć do niego swoje penisy, dlatego doświadczycie
konsekwencji swoich uczynków, w stylu Anonimowych". Rzeczywistość przerosła oczekiwania jednej i obawy drugiej strony,
a internetowa wojna między internautami a systemem korporacyjnym przeszła na wyższy i niespotykany do tej pory poziom.
W tym tygodniu Sony musiało publicznie przyznać, że doszło do gigantycznego włamania do ich systemów, z których wykradzione zostały
dane osób robiących zakupy w internetowych serwisach firmy. W ręce bliżej nieokreślonych osób wpadły dane 77 milionów klientów firmy Sony,
wliczając w to ich dane osobowe i numery kart kredytowych. Atak, określany w mediach jako największy wyciek danych w historii internetu,
to czarny finał długiej kampanii Sony przeciwku elektronicznemu piractwu. Zostając przy terminologii Anonimowych trzeba powiedzieć,
że Sony wsadziło penisa do ula i teraz musi go wyciągnąć. Problem w tym, że ul jest bardzo duży, owady wyjątkowo pamiętliwe, a licznik
strat firmy od kilku dni pracuje na pełnych obrotach.
21 KWIETNIA 2011 / OPINIE / 4 KOMENTARZE
Obecnie można zamówić domenę internetową jednym kliknięciem i od razu opłacić ją online przy pomocy przelewu międzybankowego. Jednak cesja domeny, czyli zrzeczenie się
praw do domeny na rzecz innego podmiotu, to biurokratyczna przeprawa. Można posiłkować się tzw. kodami authinfo, które trzeba wyciągnąć od operatora również przy pomocy pewnej
dawki biurokracji, ale nie zawsze jest to możliwe. Dziś wykonałem cesję domeny w serwisie nazwa.pl zgodnie z instrukcją operatora.
Skompletowanie dokumentów zajęło miesiąc, a ponieważ zostały dzisiaj wysłane do operatora listem poleconym, rezultat całej akcji zależy teraz od szybkości Poczty Polskiej.
19 LISTOPADA 2010 / OPINIE / 15 KOMENTARZY
Firma, z którą współpracuję, wykonała niedawno projekt, do którego obsługi zatrudniono na pewien czas kilka osób.
Były to głównie prace redakcyjne i logistyczne, a większość wykonywanych czynności była oparta o pracę
z komputerem (Word, e-mail, wyszukiwanie informacji na stronach). Współpracę podjęto z kilkoma osobami po studiach
lub w trakcie studiów, z dużym doświadczeniem w tego typu pracy, młodymi, nowoczesnymi i dynamicznymi osobami z polecenia.
Nie wnikam w merytoryczną ocenę ich wkładu w projekt, który został zakończony sukcesem, skupię się na spostrzeżeniach dotyczących
pracy tych ludzi z komputerem. Ponieważ w firmie jestem najbliżej spraw informatycznych, to do mnie zwykle zwracają się osoby, które
mają problem z obsługą programu czy sprzętu. W pełni rozumiem, gdy ktoś niewtajemniczony ma problem z nagraniem płyty albo
ze złośliwością edytora tekstu, ale takich "problemów", jak tym razem, jeszcze nie widziałem.
15 LISTOPADA 2010 / OPINIE / 0 KOMENTARZY
W ubiegłym tygodniu firma Google ogłosiła, że wszyscy jej pracownicy od 1 stycznia 2011 r. otrzymają podwyżkę pensji o 10 procent.
Jest to informacja dziwna, biorąc pod uwagę wcześniejsze doniesienia o cięciach kosztów w firmie, gdzie oprócz redukcji
etatów i anulowania projektów ograniczono pracownikom nawet dostęp do słynnej stołówki z darmowym jedzeniem.
Podwyżka będzie kosztowała firmę 1 mld dolarów rocznie, ale niektóre media donoszą, że nie chodzi wcale o wynagrodzenie załogi za ciężką pracę,
lecz o zatrzymanie procesu przechodzenia pracowników do konkurencyjnych firm. Kilka tygodni wcześniej Google opuściły
trzy ważne osoby: Chad Hurley (współzałożyciel Youtube), Omar Hamouri (współzałożyciel AdMob) i Lars Rasmussen (współtwórca Google Maps
i Google Wave). Taka informacja nie wpływa dobrze na morale pracowników, zwłaszcza że Lars Rasmussen odszedł z Google tuż po anulowaniu
przez firmę jego projektu, jakim była usługa Wave. Facebook (w którym co piąta osoba to były pracownik Google) płaci znacznie lepiej
i oferuje o wiele ciekawszą pracę niż Google, gdzie większość projektów po latach pracy zostaje albo anulowana, albo uruchomiona
jako podrzędna usługa. Jest też druga strona medalu. Firma Google doszła do punktu, w którym następuje wyhamowanie
typowe dla wszystkich gigantów z branży IT.
|